Ale kiedy mnie zostawiłaś dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo CIę krzywdze, jak bardzo nie zasługuje na Ciebie, jak bardzo powinienem się o CIebie starć bo jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. - w tym momencie oczy dziewczyny podniosły się.
- Naty, zrozum że jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało i bez ciebie to wszystko nie ma sensu. - Nie powtarzaj się. - To się ze mną nie kłóć w tej sprawie. Ja mogę ci to całą wieczność powtarzać. - Niall. - Naty - uciął rozmowę i się nade mną pochylił - ubierz się dziś piątek. - I co z tego?
Tłumaczenia w kontekście hasła "que me ha pasado en" z hiszpańskiego na polski od Reverso Context: En serio, es lo mejor que me ha pasado en toda la semana.
Tłumaczenia w kontekście hasła "w życiu spotkało" z polskiego na angielski od Reverso Context: Jestem najlepszym, co go w życiu spotkało. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
Tak bardzo Cię kocham mój najwspanialszy Konradku - zaczęła. Mam ochotę wyjść na ulice i wykrzyczeć to całemu światu. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Do końca życia
W każdy razie pójdziemy do Kate dowiedzieć się o co chodzi. Nie będzie tak, że oni się kłócą a nasza przyjaźń na tym cierpi. Lenehan ciągle chodzi smutny i wkurwiony na cały świat. Ostatni koncert z naszej pięciodniowej trasy gramy w naszym mieście. Wyszliśmy na scenę. Rozglądałem się w poszukiwaniu przyjaciółki.
. Perspektywa Louisa -Harry?- szepnąłem w jego ucho jednak chłopak nie odpowiedział. Spojrzałem na jego odkrytą klatkę, która unosiła się i opadała w równym, spokojnym tempie. Od incydentu z ręką nie odezwał się do mnie ani słowem a ja już zaczynałem wariować, ponieważ było mi tak przykro. Harry nie zasługuje na takie traktowanie. Jednak nie jestem w stanie mu wytłumaczyć, że to w pewnym sensie dobre dla niego. Nie chcę aby ktoś go skrzywdził, ale sam to robię. Nie chcę aby ktoś mi go zabrał, ale równocześnie sam do tego doprowadzam swoim zachowaniem.. Teraz wiem, że nie byłbym w stanie żyć bez tego człowieka. Uświadomiłem sobie, że to przecież on trzyma mnie przy życiu. Na plaży gdy ujrzałem go w towarzystwie innego chłopaka, w dodatku w jego wieku, coś we mnie pękło. Ogarnęła mnie zazdrość i wściekłość. Pragnąłem zlać tego blondyna jednak wiedziałem, że nie mogę tego zrobić przy Harrym. -Harry..- wymsknęło mi się i zaniosłem się płaczem. Dobrze wiedziałem, że nie spał. No kurwa. -Louis? Czemu płaczesz?- spytał unosząc się na prawym łokciu i spoglądając w moją Przepraszam dodał wtulając się we mnie i przejeżdżając po moim mokrym policzku kciukiem. -To ja przepraszam załkałem mocno go do siebie Nie zasługuje na Ciebie. Jesteś taki dobry a ja dla Ciebie taki okrutny. Nie chciałem Cię skrzywdzić, przepraszam. Harry gładził mnie po włosach i uspakajał dopóki nie przestałem płakać. Anioł. -Louis nie przepraszaj. Nie masz za co. Zdenerwowałem Cię. Wiem, że nie powinieneś. Teraz oboje wiemy, ale nigdy mnie nie przepraszaj. Bo jesteś na to za dobry. Już za dużo wycierpiałeś. Za dużo. Koniec z tym Lou. Teraz masz mnie a ja Ciebie i żadne z nas nie może dopuścić się do tego aby ta druga połowa cierpiała. Proszę obiecaj mi powiedział trzymając mnie mocno w ramionach. W tamtej chwili miałem ochotę jeszcze bardziej zanieść się płaczem. Harry od zawsze był wyrozumiały. Przecież go skrzywdziłem, pozwoliłem na to, aby czuł się źle, a on? -Lou? Obiecasz mi to?- powtórzył. szepnąłem spoglądając w jego piękne, szmaragdowe Obiecuje. *** Z samego rana wyjechaliśmy na planowaną wcześniej wycieczkę do oceanarium. Wynajęliśmy wóz i pojechaliśmy przed południem aby zdążyć na porę lunchu. Byłem tak podekscytowany, ponieważ przed tym wyjazdem nigdy wcześniej nie miałem okazji na zobaczenie delfina czy rekina. Będąc na miejscu poszedłem do sklepu po wodę a Harry miał czekać na mnie koło auta jednak kiedy wróciłem nie było go. Wybrałem jego numer i zadzwoniłem. -Harry, gdzie jesteś? Miałeś czekać przy samochodzie. -Ach tak. Ja już jestem przy wejściu. Przepraszam, że nie poczekałem, ale spotkałem naszego przewodnika i z góry mu zapłaciłem. Uwierzysz, że to Evan. -Zaraz tam będę. Rozłączyłem się i pobiegłem w stronę wejścia do oceanarium. Gdy usłyszałem, że przewodnikiem ma być ten blondyn aż prychnąłem, ile on ma? 16 lat? Dobiegając do kas po drugiej stronie ujrzałem Harrego i naszego "przewodnika". Szybko zapłaciłem za swój wstęp i przecisnąwszy sie przez bramkę podbiegłem do bruneta chwytając do w pasie. -Hej przywitałem się przerywając Harremu i Evanowi rozmowę. -Cześć Lou. To Evan, będzie nas podałem mu rękę starając się uśmiechać możliwe jak najnaturalniej, ale chyba nie wyszło, ponieważ Evana mina nie byłą obiecująca. -Taki młody a już ma stałą pracę?- spytałem kiedy szliśmy w stronę pierwszym akwariów. -Praktycznie się tutaj urodziłem. Moi rodzice prowadząc to oceanarium. Znam jego każdy zakątek i wiem praktycznie wszystko o zwierzętach powiedział uśmiechając się do nas, a raczej głównie do zaintrygowanego Harrego, przez co myślałem, że się porzygam. Niech spierdala od mojego chłopaka, oki? -To powiedział podchodząc do wielkiego zbiornika, w którym mieścił się Ma już 4 lata i jest bardzo inteligentna. Jak wszystkie delfiny zresztą. Była szkolona od Evan zrobił jakiś dziwaczny ruch ręką a Daisy wykonała 3 obroty wokół własnej osi co mnie i Harrego lekko rozbawiło. -Ciekawym faktem jest to, że delfiny śpiąc, oczywiście pod wodą, wynurzają sie z niej co około 30 sekund i nie budzą się. A ponadto śpią z otwartym jednym okiem. powiedział Harry zapatrzony w Ja tu zostaje, ona jest powiedział podchodząc do szyby. Kilka minut później po podziwianiu naszej gwiazdy (tak ją nazwał Harold), podążyliśmy dalej w kierunku rekinów. -Tutaj mamy Flika, rekina powiedział Evan zatrzymując się przy 5 metrowym Ma już 15 lat. -A ile może żyć?- spytał zaciekawiony Harry spoglądając na morskiego olbrzyma. -Nawet ponad uśmiechnął się do Flik jest w porządku. Jednak jedynie dopóki jest w zamknięciu. Ten gatunek jest szczególnie nieprzyjazny dla ludzi. Dalej oglądaliśmy już mniejsze zwierzęta wodne. Płaszczki, ryby i meduzy. Po południu stwierdziliśmy, że już pora wracać na lunch. -Evan dziękujemy bardzo za powiedział Harry ściskając mu mocno rękę na co przewróciłem Może masz ochotę zjeść z nami lunch? -Bardzo chętnie, ale mam jeszcze dużo pracy. Kończę dopiero wieczorem.. ale może macie ochotę na wspólnie spędzony wieczór? Znam bardzo fajny bar nieopodal waszej plaży. -Jasne!- krzyknął Hazza nie dając nawet mi dojść do głosu. Kiedy wracaliśmy do hotelu byłęm tak zirytowany, że nie odezwałem się słowem do zdezorientowanego chłopaka. -Lou, zrobiłem coś nie tak?- spytał Hazz przepuszczając mnie w drzwiach naszego mieszkanka. -Owszem. Nie spytałeś nawet czy ja chcę aby ON tam odpowiedziałem mu patrząc w stronę balkonu. Chwilę później pokierowałem sie w jego stronę zgarniając po drodze białe wino dostarczone nam dziś z rana. -Lou przepraszam. Myślałem, że nie masz nic przeciwko. Evan jest naprawdę miły i nie chce dla nas powiedział przytulając mnie od tyłu. Odłożyłem butelkę na bambusowy stół i obróciłem się w stronę Harrego. Przytuliłem go do siebie i złożyłem na jego czole soczysty pocałunek. -Już szepnąłem muskając jego Zachowuje się czasem jak dupek. Jednak musisz wiedzieć, że to przez moją zazdrość. Bardzo Cię kocham i chcę aby jak najlepiej nam się wiodło. Chciałbym z Tobą spędzić resztę powiedziałem i usłyszałem cichy szloch z jego strony. -Jesteś najlepszym co mnie w życiu wyszlochał i wbił się w moje usta. Chwilę później Harry zdjął moją koszulkę i rzucił gdzieś w głąb pokoju. Jego różowe wargi muskały moją klatkę a ja nie mogłem właściwie złapać powietrza pomimo starań. Mój puls był szybki i nierównomierny. Rozerwałem Harrego koszulę oraz rzuciłem obok mojej po czym wziąłem go na ręce i wciąż się całując powędrowałem z nim w stronę łóżka. *** -Wiesz, że minęła już pora lunchu?- spytał Hazz kreśląc wzorki na moim brzuchu. Niektórym przeszkadzało by to jednak dla mnie Harry robił to w tak delikatny i zmysłowy sposób, że było to przyjemne. -Ale było warto, prawda?- odpowiedziałem mu pytaniem całując go w jego loki. Ale tylko dzięki Tobie. Byłeś taki o jakiego Cię prosiłem abyś był. Cierpliwy a potem delikatny. Dziękuje. -Pamiętaj, że zawsze chcę dla Ciebie dobrze. - przytuliłem go do swojej klatki i mocniej otuliłem nas Czas coś wreszcie zjeść. Po seksie opadamy z sił. -Lou..- usłyszałem jego cichy głos i ujrzałem na jego policzkach dwie czerwone plamy. -No co?- Oj proszę, chyba nie będziesz teraz udawał, że nic się nie stało, a my przed chwilą graliśmy w Monopoly?- zaśmiałem się a on tylko odwzajemnił uśmiech po czym założył na siebie czarne bokserki i białą, przylegającą mu do ciała podkoszulkę. -Ładnie Ci w A jeszcze ładniej by Ci było w niej i puściłem mu oczko i również zacząłem się ubierać. -Dobrze wiesz, że planuje, ale muszę mieć ukończone 18 lat. Jeszcze rok i będę miał swój pierwszy powiedział dumnie zakładając jasne spodenki. -Trzymam Cię za słowo, pocałowałem go w policzek a on lekko się skrzywił. -Nie mów do mnie zrobił podkówkę ze swoich ust na co ja prychnąłem Czuję się wtedy jak jakiś smarkacz. -Dobrze masz rację. Już nie będę Panie wypiąłem mu język na co on jedynie przewrócił oczyma, po czym złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę jednego z barów na plaży wreszcie zjeść jakiś posiłek. ________________________________ Hej, rozdział miał być trochę wcześniej, ale dopiero teraz znalazłam czas i chęci aby go dokończyć i opublikować. Życzę wam osobiście Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! <3
Obudziły mnie promienie słoneczne, mogłam zasłonić wczoraj okno. Zeszłam na dół, mama krzątała się po kuchni -Dzień dobry! -O Kate, juś wstałaś? Jak się spało w nowym domu? zakryłam usta, gdy ziewałam -Zrobiłam ci grecką, jest w lodówce. wyjęłam z lodówki sałatkę i poszłam do jadalni. Po chwili przyszła mama z kawą i kanapkami. -Pojedziemy dziś po jakieś zakupy, bo lodówka jest prawie pusta, a potem pójdziemy do Caroline, to moja koleżanka, pracujemy razem... -Tak, wiem. - odpowiedziałam bez emocji. -Słuchaj Kate, wiem, że jest ci położyła dłoń na moich plecach. -ale tu możemy zacząć wszystko od początku. -Rozumiem to mamo, ale są wakacje a ja tu nikogo nie znam. - mama uśmiechnęła się pokrzepiająco. -Caroline ma syna, jest od ciebie o rok starszy, może ci kogoś przedstawi... jakaś i tu mój czuły punkt -Nie denerwuj. - spojrzałam na nią z pod byka, jedząc moją sałatkę. -Oj dobrze wiesz, że jak byś chciała to byś miała jakieś przyjaciółki. - tsaa całe życie z chłopakami, nie mówię, że nie, jestem dziewczęca i w ogóle, ale jakoś zawsze moim towarzystwem była płeć przeciwna, lepiej się chyba z nimi dogadywałam, miałam jakieś tam koleżanki, ale zazwyczaj dziewczyny były dla mnie wredne. Nigdy nie miałam przyjaciółki. -Nie rozmawiajmy o wiem , że to dziwne, że dziewczyny mnie nie lubią, ale gdy ktoś mi to wytyka to robiło mi się. .. smutno? Chciałabym mieć przyjaciółkę no wiecie : wspólne zakupy, babskie wieczory, rozmowy o chłopakach ... jak na filmach. -Dobrze, idź się ubierz i jedziemy na te zakupy. Zrobiłyśmy zakupy, wielkie zakupy, nie wiem kto to zje, ale okej. Idziemy do tej koleżanki mamy, więc ubrałam delikatna szarą sukienkę i buty na obcasie, włosy mam proste, więc tak je zostawiłam, pomalowałam się i zeszłam na dół, gdzie czekała juz na mnie mama. Ponoć pani Caroline mieszka niedaleko wiec poszłyśmy piechotą. Faktycznie szłyśmy jakieś 8 minut. Dom był duży i nowoczesny. Brama była otwarta, więc weszłyśmy na posiadłość i zadzwoniłyśmy dzwonkiem. -Elizabeth!- drzwi otworzyła nam uśmiechnięta blondynka, najpierw przywitała się z moją mamą, a następnie ze mną. Pani Caroline zaprowadziła nas w głąb domu, był naprawdę ładny. W salonie był gospodarz domu, przedstawił się jako Tom, małżeństwo wydawało się naprawdę sympatyczne. -Rush, zejdź na dół mamy gości! - krzyknęła pani Caroline. Po chwili na dół zszedł chłopak, cholernie przystojny chłopak, miał czarne włosy, postawione do góry, na sobie czarne rurki, nie były aż tak bardzo obcisłe, i biały t-shirt, w wardze miał kolczyk a na lewej ręce miał tatuaż ,a dokładnie rękaw, wyglądał zajebiście, taki typowy bad boy. -Dobry wieczór. - powiedział obojętnie do mojej mamy. Na mnie nawet nie spojrzał, nie wiem może nie zauważył. Pierwsze wrażenie : cham. -Rush to jest Kate, córka powiedział Tom. Caroline i Tom kazali mówić do siebie po imieniu. Chłopak stał do mnie tyłem. - obdarzył mnie dokładnie jednosekundowym spojrzeniem i ruszył w stronę stołu. Miło. Po chwili się zatrzymał, odwrócił się w moją stronę i przeskanował wzrokiem od dołu do góry. Momentalnie na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Podszedł bliżej i podał mi rękę. -Jestem Rush. uścisnęłam jego dłoń. Cały czas się uśmiechał. Caroline zaprosiła nas do stołu. Do Rusha podszedł jego ojciec i coś mu powiedział, chłopak spojrzał na mnie i przytaknął. Jedliśmy kolacje i rozmawialiśmy, znaczy moja mama rozmawiała ze swoimi znajomymi. Cały czas czułam wzrok chłopaka na sobie, niezręcznie... -Kate, może pójdziemy na górę ?- odezwał się Rush. O kurde, mam się bać? Chciałam jakoś grzecznie odmówić, gdy moja rodzicielka się odezwała: -To dobry pomysł, Kate jeszcze nikogo tu nie zna, może się zaprzyjaźnicie. - Dzięki mamo. Chłopak, który praktycznie rozbiera mnie wzrokiem zaprasza mnie do swojego pokoju, a ty po prostu mu na to pozwalasz. Grunt to odpowiedzialność rodzicielska. Chłopak uśmiechnął się szeroko i wstał od stołu. -Kate idziesz? - Fuck, no więc wstałam od stołu i ruszyłam w stronę schodów. Chłopak przepuścił mnie przodem, byłam pewna ze gapi się na mój tyłek. Weszliśmy do jego pokoju, był w ciemnych barwach. Ruchem reki pokazał żebym usiadła na łóżku, tak tez zrobiłam, a on zajął miejsce na fotelu, który stał przy biurku. Usiadł przodem do mnie, co mnie cieszyło, w bezpiecznej odległości. -Przestań się tak odezwałam się pierwsza. On tylko się zaśmiał. -Ładna jesteś- wtf?- ale ojciec powiedział ze jak cię dotknę to mi nogi powyrywa, a są mi trochę potrzebne, więc sama rozumiesz. - powiedział to z taką powagą. Nie mogłam, zaczęłam się śmiać. Chłopak dołączył do mnie. -Przestraszyłaś się mnie? -Patrzyłeś się jakbyś chciał mnie zgwałcić!- zaczęliśmy się śmiać. Okazało się, że Rush jest na prawdę fajnym chłopakiem. Zaprzyjaźniliśmy się i spędziliśmy ze sobą całe wakacje. Faktycznie jest takim bad boyem, alkohol, codzienne imprezy, na każdej zaliczanie innej dziewczyny. Tak wyglądało nie tylko jego życie, ale i moje , no poza zaliczania tych dziewczyn. Wieczorem impreza, wracaliśmy kompletnie pijani i spaliśmy u mnie lub u czarnowłosego, potem kac, a następnego dnia kolejna impreza. Mój przyjaciel znał pół miasta przez co i ja poznawałam tych wszystkich ludzi, których już na drugi dzień nie pamiętałam. Rush po pewnym czasie był dla mnie jak brat, na imprezach chronił mnie przed tymi wszystkimi napalonymi kolesiami, później wiedzieli już, że jestem z Rushem i jak mnie chociaż dotknął to mogą żegnać się z życiem. Mogłam mu się zwierzać, tylko on i Cameron znali prawdę o rozstaniu moich rodziców i tylko im mówiłam o moich uczuciach. Rush był naprawdę inny, niż go wszyscy znali,, imprezowicz, chłopak, który rucha wszystkie laski, ,. Czasami leżeliśmy na łóżku cały dzień i słuchaliśmy muzyki, czy oglądaliśmy filmy, potrafił być troskliwy i wyrozumiały. Ci co mnie kojarzyli tez mieli o mnie zdanie imprezowiczki, ale chyba tak próbowałam odreagować, mimo, że tego nie pokazywała strasznie się przejmowałam tym, że tata nas zostawił. Moja mama to typowa bizneswoman, często... praktycznie wcale nie było jej w domu, ciągle gdzieś jeździła, a ja mieszkałam w tym wielkim domu sama. Nie miałam jej za złe tego, że jej często nie ma, ciągle dzwoniła, gadałyśmy na video chacie, a jak byłam w domu to spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. Uważam, że jest dobrą matką.
Aber ich weiß auch dass sie das Beste ist was mir je passiert ist und ich werde alles tun was nötig ist um sie zu retten. a ty dzięki temu pojawiłeś się w moim życiu. und das holt Sie in mein każdym z nich mógł Paweł napisać to samo co skreślił w ostatnim Liście przed swą męczeńską śmiercią do" Tymoteusza swego umiłowanego dziecka"( 2 Tm 12):" Ty natomiast poszedł eś śladem mojej nauki sposobu życia zamierzeń wiary cierpliwości miłości wytrwałości prześladowań cierpień jakie mniespotkały w Antiochii w Ikonium w jedem von ihnen konnte Paulus dasselbe schreiben was er im letzten Brief vor seinem Märtyrertod an"Timotheus seinen geliebten Sohn"(2 Tim 12) eingetragen hat:"Du aber bist mir gefolgt in der Lehre im Leben und Streben im Glauben in der Langmut der Liebe und der Ausdauer in den Verfolgungen und Leiden denen ich in Antiochia Ikonion und Lystra ausgesetzt życie marzyłam aby spotkać kogoś kto by rozumiał co czuję. Kogoś kto by mnie tulił w swoich ramionach. Aż pojawiłeś się ganzes Leben lang suchte ich jemand der meine innersten Gefühle versteht und mich auf immer und ewig im Arm hält und dann tauchtest du auf und warst der jest dla mnie obecny we wszystkim co robię. W naszym wspólnym dziecku trójce innych które wychowuję które nigdy go nie spotkały w których nie płynie jego krew które są w moim życiu właśnie dlatego że miałam Arona i dlatego że go ist hier. Dort wo ich arbeite in unserem gemeinsamen Kind in den drei anderen die ich großziehe die ihn weder kennen noch seine DNA haben aber die zu mir gehören weil Aron da war und weil ich ihn żeby nie było żadnych wątpliwości. Cole to najlepsze co mogło mniew życiu spotkać. Choć jednocześnie główny powód problemów w naszym życiu natürlich ist Cole das Beste was mir je widerfahren ist nur ist er das Schlimmste was unserem Sexleben widerfahren konnte. Wyniki: 18, Czas: Czeski -co mě v životě potkalo
Grzmot huknął niemiłosiernie. Aż podskoczyłam. Po raz kolejny się błysnęło, a ja mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę. W kryjówce drzew zauważyłam ciemną postać. Serce podskoczyło mi do gardła. Wytężyłam wzrok i powoli negatywne emocje opadły. To był James. Co on tu robił? Uśmiechnął się smutno, jakby na pocieszenie, a ja nic. Po prostu patrzyłam na jego smutną twarz i aż coś mi się robiło. Takie dziwne uczucie, którego wcześniej nie doznałam. Jakby była nie na tym miejscu co trzeba, choć w ramionach Chrisa było mi nadzwyczaj wygodnie i nie chciałam przerwać tego co się między nami zawiązywało. Jednak to zrobiłam, a uczucie nie znikało. Kolejna błyskawica spotkała na swej drodze brunatną ziemię. Tuż przy drzewie. To była jedynie chwila, która dla mnie zdawała się wiecznością. Patrzyłam jak drzewo upada. Jak gałęzie łamią się z głośnym trzaskiem, któremu akompaniują kolejne grzmoty i błyskawice nadają niesamowitego wyglądu. Niebo było granatowe, rozświetlanie jedynie piorunami tkającymi na nim sieć jak pająki. A ja patrzyłam. Patrzyłam na upadłe drzewo. - Choć, odwiozę cię do domu – z zamyślenia wyrwał mnie głos Christophera. Pokiwałam jedynie głową na znak zgody. Nawet nie zauważyłam kiedy stałam się cała mokra i drżałam. Po kilku minutach męczącego marszu, nareszcie dotarliśmy do ciepłego samochodu. Było już stosunkowo późno. Siedziałam w ciszy na miejscu pasażera i obserwowałam ślepo jak auto delikatnie posuwa się po mokrej szosie. Tak płynnie, jakby ledwie co jej dotykało. - Pojadę – jedno słowo przebiło ciążącą ciszę na wskroś, jak strzała. Dennis niespodziewanie spojrzał na mnie jakby nie bardzo wiedział o co mi chodzi. W sumie mu się nie dziwie. Taka tam mokra wariatka gada od rzeczy. - Pojadę z tobą do tego akademika czy czegoś – rozwinęłam swoją poprzednią myśl. Twarz bruneta zdecydowanie się rozjaśniła. Wzrok z powrotem ulokował na drodze, tym razem w pełni zadowolony. - Dziękuję – powiedział po chwili. Czy tak będzie wyglądać cała nasza rozmowa? Na krótkich zdania wypowiadanych w minutowych odstępach? Jednak nie to mnie najbardziej martwiło. Był obraz, który nie chciał wyjść mi z głowy i zdecydowanie uniemożliwiał mi trzeźwe myślenie. - Melissa, jak ja cię dawno w domu nie widziałam – powiedziała z uśmiechem Margaret. Uśmiechnęłam się, muszę przyznać, że trochę na przymus. Nie obwiniajcie mnie, ale strasznie się niepokoję. Przytuliła mnie i od razu się odsunęła. - Jesteś cała mokra. Idź się przebrać, ja zrobię ci herbatę – posłałam jej w podziękowaniu najpiękniejszy uśmiech na jaki mnie było w tej chwili stać. Pobiegłam na górę, przeskakując co drugi schodek. Od razu wpadłam do mojego pokoju i skierowałam się do dość obszernej szafy. Wyciągnęłam z niej jakąś luźną bluzkę, spodnie i suchą bieliznę. Szczerze miałam dość mokrej, która była nie wygodna, delikatnie rzecz ujmując. Przekroczyłam próg małej, ale za to własnej łazienki, przedtem zamykając za sobą drzwi. Prysznic okazał się w tej chwili zbawienny. Wyszłam wolna od wszystkich nieprzyjemności dzisiejszego dnia. Od dziwnej rozmowy o doktorze Hilsonie po jeszcze dziwniejszą prowadzoną podczas drogi powrotnej. Ubrałam się szybko i popatrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Najlepiej to nie wyglądałam, ale najgorzej też nie było. Postanowiłam związać włosy w luźnego koczka i odświeżyć twarz raz jeszcze. Zimna woda spływała mi po policzkach, a ja czułam się coraz lepiej. Spojrzałam na moje nadal mokre dłonie i zauważyłam coś przerażająco dziwnego. Na mojej lewej dłoni połyskiwał jakiś celtycki splot w postaci wdzięcznego okręgu. Zamrugałam parę razy mocno przestraszona. Nadal nietypowy znak wieńczył moją dłoń. Co ze mną jest nie tak!? Ochlapałam twarz zimną wodą po raz kolejny i spojrzałam na swoje odbicie. Moje oczy zrobiły się jeszcze bardziej złote niż wcześniej. Akurat o tym Cassie mnie uprzedzała. Odetchnęłam głęboko osuszając twarz. Oparłam się o umywalkę oburącz, wciąż nie otwierając oczu, zagłębiając się w mojej małej, osobistej oazie spokoju. Oddychałam głęboko. Raz, drugi… - Myślałem, że jesteś mądrzejsza – podskoczyłam do góry. Momentalnie otworzyłam oczy. W uszach słyszałam bicie mojego serca, której jakby zawładnęło głową i wydawane przez niego dźwięki obijały się o ściany mojej czaszki. Odwróciłam się i w drzwiach ujrzałam Jamesa. Chciałam zareagować natychmiastowo, ale odebrało mi mowę. Potrafiłam tylko stać i patrzeć na postać opartą o framugę drzwi. Co mam powiedzieć najpierw? Co tu robisz? Jak tu się znalazłeś? Przestraszyłeś mnie? Zdecydowałam się na: - O czym ty mówisz? – oczywiście mogłam się postarać wykrzesać z siebie coś inteligentniejszego, ale mój umysł w takich chwilach zdecydowanie ze mną nie współpracuje. Wyprostował się. - Naprawdę uważasz, że pojechanie do tej akademii jest dobrym pomysłem? – uniósł brwi odpowiadając pytaniem na pytanie. Unikałam jego wzroku jak ognia, żeby nie dopatrzył się w moich oczach wahania. Co mogę poradzić? Nie byłam pewna niczego. - Dlaczego bym miała nie jechać? – ciągnęłam rozmowę opartą na pytaniach bez odpowiedzi. - Pomyśl… jedziesz tam z ludźmi, których ledwie znasz – jego głos wydawał się… rozmarzony? – By spotkać ludzi, których są tacy jak oni. Beznadziejnie posłuszni temu co tobie jest nie na rękę, czemu ty się sprzeciwiasz – dawał nacisk na ‘ty’ jakby chciał mnie tym urazić albo dać do myślenia, obie wersje nie były mi na rękę. Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Miałam dwa wyjścia: albo jechać, albo się nie zgodzić i zamienić swoje życie w piekło pod wdzięcznym patronatem ‘nowego, złego burmistrza Reeda’. Wybrałam niesamowicie tchórzowską wersję, czytaj: tą pierwszą. - To bardzo rozsądne z twojej strony – ironia, no tak. – Plus: mogą się dowiedzieć, że nie wzięłaś remedium. Uuu… niegrzeczna Mel – jego irytujący uśmieszek sprawiał, że miałam go ochotę spoliczkować tu i teraz. - Skąd ty tyle o mnie wiesz?! Śledzisz mnie?! Co ty tu w ogóle robisz? - Też się zastanawiam – zaczął udawać zamyślonego, a mi dłonie już uformowały się w piąstki, niestety moja siła była ograniczona, ale już czułam jak moje paznokcie boleśnie wbijają mi się w skórę. – Coś mnie do ciebie przyciąga Cukiereczku – zmarszczyłam brwi i przymrużyłam oczy, co za dupek. - A mnie do ciebie nie, wręcz przeciwnie. Irytujesz mnie koleś. - I tak mnie uwielbiasz - o rany, jak można być aż tak bezczelnym… najwyraźniej można, właśnie oto tu, przede mną stoi na to niezbity dowód. Odwróciłam się do niego, próbując go ignorować. No ale cóż, widocznie to niemożliwe. Podszedł do mnie. Stanął tak blisko, że czułam ciepło jego ciało na sobie. Przeszły mnie ciarki, ale nie te ze strachu i w tym problem. On źle na mnie działa. Ten chłopak wróżył kłopoty od samego początku. - Uwierz, że jestem najlepszym co cię w życiu spotkało – wyszeptał mi do ucha, a ja stałam jak wryta. - Aaaa! – usłyszałam krzyk Margaret, na szczęście z czegoś się cieszyła. – Mel! Nie uwierzysz! – pisnęła jeszcze raz. – Musisz to zobaczyć! – krzyczała, a mnie już dochodziły jej kroki obwieszczające wszem i wobec, że pokonuje już pierwsze schodki. - Zostań tu – powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu, który był nabyty od mojego taty. Kiedy go używał, wiedziałam, że mam zrobić to co mi karze. Na szczęście jestem dobrą uczennicą, a James posłuszny, choć ten jeden raz. Zdążyłam zatrzasnąć drzwi łazienki, a wparowała uśmiechnięta od ucha do ucha Style. - Patrz! – trzymała w ręku dwa, nowiutkie bilety lotnicze do Paryża. Tutaj trzeba nadmienić, że mało się nie posikała jak nadarzyła się okazja wygrania ich. – Wygrałam! – pisnęłam po raz kolejny i mnie przytuliła. W tej samej chwili z łazienki wydobył się huk, jakby zbita doniczka. Jakże ożywiona Margaret od razu wkroczyła do akcji i nim się obejrzałam już naciskała klamkę. Przez mój umysł przeleciały dwie myśli: „co za idiota” i „jestem martwa”. -------------------------------------------------------------------------------- Hej Miśki! Muszę się Wam przyznać, że nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale postaram się poprawić w następnych. + proszę komentujcie, bo nie wiem czy jest sens to ciągnąć. Pokazaliście mi, że potraficie dobić do 70 wyświetleń dziennie i teraz serce mi się kroi jak licznik nie pokazuje nawet 20. Piszę dla siebie, fakt, ale chciałabym, żeby mnie ktoś zauważył! Więc… dla Was to tylko chwila, a dla mnie bardzo wiele. Nie chcę wprowadzać zasady wymuszania komentarzy, chcę byście sami je wstawiali, ale faktycznie to róbcie, bo jeśli nie będzie żadnej aktywności to pierwszym moim krokiem będzie ogłoszenie reguły 5 komentarzy, kiedy się pojawią chociaż w tej ilości, pojawi się kolejny rozdział. Proszę nie każcie mi tego robić! Wasza Candice xx. Ps. Przepraszam za tak chaotyczną wypowiedź xDPPs. Jeśli ktoś chciałby być informowanym, proszę najlepiej o twittera, tak jest najwygodniej ;**
25 maja 2014 roku, godz. 00:14 14 września 2009 roku, godz. 1:40 17,5°C 21 stycznia 2010 roku, godz. 00:24 1,9°C 26 marca 2010 roku, godz. 9:03 72,6°C 21 kwietnia 2010 roku, godz. 14:59 23,1°C 23 lipca 2010 roku, godz. 22:28 84,2°C 26 sierpnia 2010 roku, godz. 16:18 259,9°C 9 maja 2012 roku, godz. 22:15 12 sierpnia 2012 roku, godz. 14:12 6,3°C 27 listopada 2012 roku, godz. 21:01 1,9°C 28 maja 2013 roku, godz. 00:24 14,4°C 31 lipca 2013 roku, godz. 10:56 12,4°C 26 listopada 2013 roku, godz. 21:25 9,2°C 15 stycznia 2014 roku, godz. 7:19 8,6°C 4 sierpnia 2016 roku, godz. 23:31 5,8°C Wyszukiwarka Gdyby tylko owoc Twoich przemyśleń zechciał się skrystalizować w postaci aforyzmu, wiersza, opowiadania lub felietonu, pisz. W przeciwnym razie godnie milcz.
jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało